W Pomorskim Ośrodku Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Pomieczynie dzisiaj względny spokój. W słoneczne wtorkowe przedpołudnie na terenie ośrodka krzątają się cztery dziewczyny z Warszawy.
Przyjechały tu żeby pracować jako wolontariuszki. Studiują dość oryginalny kierunek: Hodowlę zwierząt towarzyszących i dzikich w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
Mówi Oliwia Mańko, która do „Ostoi” przyjechała już trzeci raz:
– Przedmiotem naszych zainteresowań są wszystkie zwierzęta, od krowy, po wilka, ale też zwierzęta egzotyczne, z całego świata. To jedyny taki kierunek w Polsce. I wbrew pozorom, nie jest to weterynaria, jak wielu sądzi… – śmieje się Oliwia.
Tu nie ZOO
Zarówno ona, jak i jej koleżanki trafiły do Pomieczyna zachęcone przez innych studentów – jak widać na SGGW dobrze działa poczta pantoflowa, a „Ostoja”, jako miejsce dla wolontariuszy, ma dobrą opinię.
– Na pewno jest tu inaczej niż w ogrodzie zoologicznym, gdzie zwykle odbywamy praktyki – stwierdza Magdalena Naber. – W ZOO mamy na przykład zwierzę, które na wolności żyje na pustyni, i podstawowym problemem jest, żeby zapewnić mu takie same warunki. Tutaj zaś trafiają zwierzęta, które żyją w naszym klimacie i nie ma tego kłopotu. Ale z drugiej strony – są inne problemy. Tu trafiają zwierzęta poszkodowane – a to wymaga innej opieki, również weterynaryjnej, i rehabilitacji.
Oliwia Mańko dodaje, że specyfika „Ostoi” polega na czymś jeszcze. Tu nie wolno przytulać słodkich szczeniaczków…
– Zwierzęta, które tu trafiają, będą wracać do natury. To są dzikie istoty. Nie mają być oswojone. Staramy się nie karmić ich z ręki, nie wydawać przy karmieniu dźwięków, żeby zwierzę nie skojarzyło dźwięku z pokarmem. Znana jest historia rysia, który został odchowany i wypuszczony, ale wcześniej posiłki dowożono mu samochodem i potem na dźwięk samochodu wychodził na jezdnię w poszukiwaniu jedzenia. Trzeba starać się unikać takich sytuacji. Ale… Jak tu nie pogłaskać takiego małego borsuka? – śmieje się Oliwia. – Czasami ciężko jest się powstrzymać. Ale trzeba. Z tyłu głowy ciągle jest ta myśl, że to jest przecież dzikie zwierzę, które ma wrócić do natury.
Spróbować wszystkiego
Na pytanie, co daje taka praktyka, praca w charakterze wolontariuszki w „Ostoi”, odpowiada kolejna studentka SGGW, Ola Mikołajczyk.
– Chciałabym pracować w takim ośrodku jak „Ostoja”, w którym zajmowałabym się opieką i rehabilitacją zwierząt, ale z drugiej strony wciągnęły mnie badania naukowe nad nietoperzami albo płazami i gadami. Myślę też o tym, żeby zająć się ochroną środowiska w bardziej „urzędowy sposób”, mogłabym też pracować we wszelkiego rodzaju hodowlach zwierząt… Bardzo się waham. I na razie wszystkiego próbuję. Dlatego teraz jestem w Ostoi, a pracowałam wcześniej w ZOO i w lecznicy weterynaryjnej.
Ola nie ma sprecyzowanych planów na przyszłość, ale jednego jest pewna – na pewno warto być wolontariuszką.
– Wolontariat bardzo pomaga w zrozumieniu tego, co można i co chciałoby się robić w przyszłości, w sprawdzeniu, w czym jest się dobrym i co sprawia przyjemność. A przy okazji, pobyt tutaj to bardzo dobry sposób aktywnego spędzania wolnego czasu. Okolica jest piękna, można przejść się na spacer, poobserwować naturę, czego w Warszawie jest… Trochę mniej. Mamy zapewnione mieszkanie w pięknym miejscu, możemy pójść na grzyby, rozpalić sobie wieczorem ognisko…
Podobnie, jak Ola, również Magdalena nie ma jeszcze konkretnego planu na swoją karierę zawodową. To znaczy… ma pomysły. I to bardzo wiele. Wciąż szuka tego, co ją zainteresuje na tyle, żeby poświęcić się temu zawodowo.
– A teraz w tych poszukiwaniach pojawia się Ostoja. Co mi daje? Jeszcze nigdy nie pracowałam w ośrodku, w którym przebywają i leczą się poszkodowane dzikie zwierzęta. Na pewno zyskuję tu nową wiedzę, dodatkowe umiejętności. Pogryziony jeż, któremu trzeba opatrzyć ranę albo gołębie, które trzeba karmić co trzy godziny… A zdarzają się również rzadkie zwierzęta. Taka pójdźka na przykład, która teraz jest w „Ostoi”. Ona w sumie nie wychodzi zbyt często, ale czasem wyjrzy z budki. Nie każdy ma okazję z bliska popatrzeć na rzadką sowę.
Dałyśmy radę!
– Wczoraj na przykład karmiłam strzykawką małe gołębie – mówi Anna Drożdżowska, czwarta z wolontariuszek. Anna przyjechała do „Ostoi” pierwszy raz, i jest tu dopiero drugi dzień. – Jeszcze nigdy wcześniej tego nie robiłam, jest to nowa umiejętność, nowe doświadczenie. Chociażby czyszczenie klatek jeży… Może wydawać się niezbyt edukujące, ale…. dla mnie przyjemne. Zwierzę jest wtedy blisko i można je z bliska obserwować, posłuchać, jakie wydaje odgłosy. Takie praktyki są ciekawe i przydatne. Ciekawe – bo możemy rozwijać swoje umiejętności w pracy ze zwierzętami, a przecież to nas właśnie interesuje. A przydatne dlatego, że na uczelni musimy „wyrobić”sobie określoną ilość godzin na praktykach a godziny spędzone w pracy tutaj możemy sobie „wliczyć”. Ale przyjechałam tutaj nie tylko dla studiów, żeby „zaliczyć” praktyki, ale także dla siebie.
Magdalena Naber także przyjechała po raz pierwszy, też jest to dopiero drugi dzień jej pracy.
– Jest sporo sprzątania, jak to przy zwierzętach, ale nie tylko sprzątamy. Przyjechał do nas żółw, a ja się interesuję akurat gadami…
To żółw czerwonolicy, gatunek obcy, który wypiera „naszego” żółwia błotnego. Na wolności żyje na kontynencie amerykańskim. Nie wróci do natury, gdyż jest uważany za intruza w naszym środowisku.
– Trzeba było dowiedzieć się, wyjaśnić, jak go nakarmić, czym, jakie warunki mu stworzyć. Dałyśmy radę! Teraz szukamy dla niego jakiegoś azylu dla gadów – relacjonuje Magdalena.
Gdyby nie wolontariusze…
Aleksnadra Mach, kierowniczka Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Ostoja”, twierdzi, że bez wolontariuszy, pracownicy ośrodka nie daliby sobie rady.
– Są okresy, gdy mamy na przykład 270 zwierząt, wszystkie trzeba nakarmić, zaopiekować się nimi, posprzątać po nich… Bez pomocy wolontariuszy nie moglibyśmy pomagać takiej ilości zwierząt, ile przyjmujemy, a przyjmujemy wszystkie, które do nas trafiają. Gdybyśmy pracowali w oparciu tylko o nasze zasoby, dalibyśmy radę przyjąć może jedną trzecią z nich.
– Co należy do obowiązków wolontariuszy w „Ostoi”?
– Przede wszystkim odchowywanie młodych dzikich zwierząt – karmienie, monitorowanie wzrostu, monitorowanie wagi – to jest codzienne ważenie, mierzenie lotek u ptaków, spisywanie tego w tabelę. Jeśli dzieje się coś złego ze zwierzęciem, wolontariusze alarmują nas, my decydujemy czy włączyć suplementację diety, czy leczenie. Często jest tak, że wolontariusz opiekuje się zwierzakiem – my pokazujemy jak podawać leki – jeśli jest to tabletka, a jeśli zastrzyk, wolontariusz donosi nam zwierzątko, odbiera od nas i cały czas samodzielnie się nim zajmuje.
– Z jakimi zwierzętami mają do czynienia wolontariusze?
– Jeśli chodzi o ssaki, to są to między innymi zające, z nimi jest dużo roboty, konieczne są codziennie zapiski, jak zjadł, ile zjadł czy ma twardy, czy miękki brzuszek, poza tym do obowiązków wolontariuszy należy także zrywanie „zielonki” – czyli trawy i ziół, które jedzą zające. Ze ssaków można wymienić także jeże, które trafiają do nas gdy zbyt wcześnie opuszczą gniazdo lub gdy są pogryzione przez psy albo potrącone przez samochody. To właśnie wolontariusze opiekują się nimi. Jeśli chodzi o ptaki, to wolontariusze zajmują się jerzykami, jaskółkami – dymówkami i oknówkami, drobnymi ptakami śpiewającymi, wróblami, sikorami, drozdami, również ptakami morskimi – trafia do nas dużo mew srebrzystych. Poza tym wolontariusze zajmują się ptakami krukowatymi, wronami, kawkami, sójkami, zdarzają się też ptaki drapieżne, młode puszczyki czy myszołowy. Bywa, że również i nimi opiekują się wolontariusze, ale to już ci bardziej doświadczeni, pod ścisłą kontrolą naszych pracowników.
Aleksandra Mach na koniec przyznaje, że nie wyobraża sobie funkcjonowania ośrodka bez pomocy ze strony wolontariuszy.
– Jestem im bardzo, bardzo wdzięczna za ich zaangażowanie, za pomoc, jaką z ich strony otrzymujemy.
***
Co robią wolontariusze w „Ostoi”? ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ
***
Chciałbyś dołączyć do grona wolontariuszy „Ostoi”? Zadzwoń – 606 907 740.
***
Artykuł powstał w ramach projektu „Rok w Przyrodzie” Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt OSTOJA dofinansowanego z środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Gdańsku.