W jednej z wolier w „Ostoi” znalazł się ostatnio rzadko występujący ptak drapieżny. Spogląda groźnie, a jego ostro zakończony dziób i mocne szpony niewątpliwie budzą szacunek. Na widok człowieka odwraca się tyłem, pochyla do przodu, ze strachu niemal się kładzie, wystawiając łeb… jakby pod topór kata. Kania ruda. Niegdyś dla Kaszubów ptak wyjątkowo leniwy i zdradziecki…


Zatruta jak szczur.

Kania trafiła do nas 11 lipca przez Urząd Gminy Żukowo – relacjonuje Aleksandra Mach z Pomorskiego Ośrodka Dzikich Zwierząt „Ostoja”. – Najpierw mieszkanka Żukowa zgłosiła straży miejskiej, że ma chorego jastrzębia, urzędnicy zaś stwierdzili że to raczej myszołów. Ostatecznie, gdy drapieżnik do nas dotarł, okazało się, że to kania ruda.

Kanię rudą dość łatwo rozpoznać w locie po jej ogonie. Inaczej niż jastrząb i myszołów, ma na nim charakterystyczne wcięcie. Jej ogon przypomina rybią płetwę ogonową. Poza tym, rzeczywiście jest ruda.

Pracownicy „Ostoi” natychmiast przystąpili do ratowania przywiezionego osobnika.

Trafiła bardzo mocno zatruta, w stanie prawie agonalnym. Możemy się tylko domyślać, co się stało. Musiała zjeść coś, co jej zaszkodziło. Jeśli chodzi o ptaki drapieżne, bardzo wiele rodzajów substancji może być niebezpieczna. To mogą być na przykład rodentycydy, znajdujące się w trutce na myszy i szczury. To najbardziej „pospolite” zatrucie wśród ptaków drapieżnych. Oprócz tego zagrożeniem są np. pestycydy… Substancje te trafiają do organizmów ptaków żywiących się padliną. Na polach znajdują truchła zatrutych drobnych ssaków, zanoszą je do gniazda, żywią się nimi – i zatrucie gotowe, bo przecież w trzewiach tych padłych zwierząt wciąż znajduje się trucizna – opowiada kierowniczka Ośrodka.


Padlinożerca w śmieciach.

Niestety, kania – bardziej niż inne ptaki drapieżne, narażona jest na niebezpieczeństwo zatrucia.

Jak twierdzi obrączkarz z „Ostoi”, Leszek Damps, to wynika ze sposobu, w jaki ptaki te się odżywiają.

Kanie rzadko polują, bazują głównie na tym, co znajdą już martwe. Są wybitnymi padlinożercami. Zdarza się, że kiedy gospodarz wyrzuci za dom, na gnojownik, padłą kurę, zaraz ląduje przy niej kania. Im więcej środków do wytrzebiania szkodników stosuje człowiek, tym więcej martwych zwierząt, i tym większe również zagrożenie dla tego ptaka, który objęty jest szczególną ochroną – tak zwaną ochroną strefową.

Dla jedenastu najbardziej zagrożonych ptaków drapieżnych w Polsce (w gronie tym jest jedna sowa – puchacz) zakłada się tzw. strefy. Oznacza to, że w pobliżu ich gniazd wprowadza się takie same restrykcje, jak w rezerwacie ścisłym – nie wolno tam wykonywać żadnych prac, nie wolno hałasować czy nawet przebywać. Ptaki te mają mieć kompletny spokój, by mogły tam bytować – są tak rzadkie i tak ważne dla środowiska naturalnego. W przypadku kani rudej strefa ta stanowi okrąg o promieniu 100 metrów przez cały rok, a w okresie od 1 stycznia do 31 sierpnia, okrąg ten zwiększa swój promień do 500 metrów.

– To obrazuje, jakie kroki poczyniono aby chronić kanię przed zagrożeniami ze strony człowieka – podsumowuje Leszek Damps. Jako specjalista i pasjonat ornitologii, jest jednym z niewielu, który miał szasnę oglądać gniazdo kani z bliska. Śmieje się opowiadając o tym: – Śmieciuch z niej straszliwy. Zazwyczaj nie buduje swojego gniazda, tylko zajmuje te, które zostały opuszczone przez jastrzębie, myszołowy czy kruki. Wyściela je starymi szmatami, sznurkami od snopowiązałki, workami foliowymi. Jej gniazda nie da się pomylić z innym…


Leniwa.

Kania – być może właśnie ze względu na jej „przywary” (zamiłowanie do padliny i bylejakie konstrukcje ze śmieci), nie miała dobrej opinii wśród Kaszubów. A wszystko wzięło się z jej lenistwa…

Jak głosi legenda, przed laty, kiedy panowała susza, poszły zwierzęta do Pana Boga prosić o wodę. Dobry Bóg wskazał miejsce, gdzie należy kopać studnię. I kopały wszystkie zwierzęta, zgodnie… Wszystkie oprócz kani, której się nie chciało. Mówiła, że nie chce sobie nóg pobrudzić. I ukarał ją Bóg, skazał na wieczne pragnienie. Dzisiaj rudzielec może pić wodę, ale tylko tą, która po deszczu zbiera się w szczelinach kamieni. Żadnej innej. Cierpi więc ptaszysko, gdy nie pada przez dłuższy czas…


Pić! Pić!

O kani – bohaterki kaszubskich wierzeń, szeroko pisze Piotr Schmandt w książce pt. „Sobótka, ścinanie kani, ogień i czary na Kaszubach”:
W kaszubskich legendach, mitach i porzekadłach nazwa ptaka występuje najczęściej z wyrazami: pragnienie, deszcz, posucha, np. „pragnie jak kania dżdżu”, „wzdycha jak kania za deszczem”, ale również wtedy, gdy mówi się o człowieku, którego morzy sen – „kania go tłucze”. Prawdopodobnie takie porzekadła i sądy są efektem dźwięku, jaki ptak wydaje w locie, rozumianego przez Kaszubów jako „Pijc! Pijc!”. Dźwięk ten funkcjonuje więc jako tęskne zawołanie spragnionej nieustannie kani. Kiedy usłyszy się jej charakterystyczny głos, mówi się że ptak woła o deszcz.

Coś w tym jest, że kania z deszczem ma wiele wspólnego. Jak twierdzi Leszek Damps, powiedzenie „pragnie jak kania dżdżu” znajduje swoje potwierdzenie w obserwacjach przyrody:

Tak jest, kania pojawia się nad polami przed zmianą pogody. Przyczyna jej aktywności przed deszczem jest dla mnie nieznana. Może chodzi o to, że wówczas zwierzęta są bardziej aktywne, widać, że następuje poruszenie, wychodzą sarny, żaby. Być może kania wówczas liczy na to, że zje pozostałości po tym, co inne zwierzęta w tym czasie upolują.


Zła kobieta.

Jednak lenistwo z czasów wielkiej suszy nie jest jedyną przewiną rudego ptaszyska. Druga wina, to… fakt, że jest kobietą, i to złą kobietą. Bo jak Jezus ze św. Piotrem wędrowali po świecie, i akurat przechodzili koło Pucka, zaszli do zagrody i poprosili o wodę. Gospodyni zabroniła im korzystać ze studni. To za karę zamienili ją w kanię…

Była więc kania utożsamiana z czarownicą, która potrafiła zamienić się w ptaka. Zresztą – nie tylko czarownicą, czasem – dziewicą, która zamieniona w zwierzę, porywa dzieci… żywe albo martwe. W tym drugim przypadku, rzecz jasna, porywa nie tyle ciała dzieci, co ich dusze, które w ten sposób nie mogą się dostać do nieba.

„Na Kaszubach […] funkcjonowała popularna rymowanka, którą straszono niegrzeczne pociechy: „uciekajcie dzieci bo kania na was leci” – pisze Piotr Schmandt.

I jeszcze jeden grzech, jeszcze jeden kamyczek do ogródka złego ptaka… Otóż kania, o zgrozo, namawiała dziewice do złego prowadzenia się. Kaszubskie dziewczyny musiały bezwzględnie unikać ptaszyska. Tylko jak to robić, jeśli rudzielec przeistaczał się w postać kobiety i mógł stać się starą czarownicą lub młodą pięknością? Nic więc dziwnego, że od czasu do czasu we wsi pojawiało się nieślubne dziecko.


Kara śmierci.

Nie dziwi również to, że kani – osławionej czarownicy, ladacznicy i Bóg wie co jeszcze, wymierzano karę – w noc świętojańską, po mowie oskarżycielskiej, w ramach specjalnego obrzędu. Komisyjnie i publicznie, rytualnie wykonywano wyrok śmierci poprzez ścięcie.

Dzięki Bogu z czasem prawdziwe kanie (wykradane jako pisklęta z gniazda) zaczęto zastępować szmacianymi lalkami.

I tylko niektórzy, najmędrsi z mieszkańców kaszubskich wsi wiedzieli, że sam ptak Bogu ducha winien jest i że bierze na siebie odpowiedzialność nie za ptasie, ale ludzkie winy. Oddaje siebie w ofierze. W ten sposób z istoty podłej staje się postacią heroiczną.


Kania, która trafiła na rehabilitacje do „Ostoi” ma się już całkiem dobrze. Pracownicy starają się, by zanim nadejdzie czas na wypuszczenie, przybrała jeszcze na wadze. Wkrótce znowu będzie tęsknie wołała o deszcz nad kaszubskimi polami.


Artykuł powstał w ramach projektu „Rok w Przyrodzie”
Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt OSTOJA
dofinansowanego ze środków WFOŚiGW w Gdańsku.
*
Opracowanie merytoryczne: Zespół PORDZ “Ostoja”
W tekście wykorzystano fragment artykułu opublikowanego w Magazynie Kaszuby
Redakcja: Mikołaj Sitkiewicz
Fotografie nr:
1,2. Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby
3-5. Pixabay