Przyszedł jeden pan do Ostoi. Wyglądał zupełnie zwyczajnie. Rozejrzał się, zajrzał do jednej woliery, do drugiej. Wyraźnie przyszedł tu w jakimś celu, nie było jeszcze jasne, w jakim. W końcu zagadnął.
– A co myślicie o wilkach?
– O wilkach? A co mamy o nich myśleć?
– No jak to? Nie wiecie? Przecież jest ich ogromnie dużo, w samym województwie pomorskim już prawie tysiąc, zagryzają zwierzynę.
Najwyraźniej pan doszedł do wniosku, że jeśli opiekujemy się chorymi, rannymi dzikimi zwierzętami, to pewnie mamy pełno roboty z ofiarami rzekomej krwiożerczości wilków.
Pan szukał sojuszników w swojej wojnie z tymi drapieżnikami.
Szukał, ale nie znalazł.
– Nic nie myślimy, poza tym, że bardzo się cieszymy, że wróciły do naszych lasów i uważamy, że bezwzględnie trzeba je dalej chronić. Pan szybko się pożegnał i opuścił Pomorski Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt “Ostoja” w Pomieczynie.
Po pierwsze: ile jest wilków?
Jeśli mówić o wilkach, to tylko w oparciu o fakty. Jest kilka kwestii, od których trzeba zacząć każdą taką rozmowę.
Rzeczywiście, liczebność populacji wilków w Polsce wzrosła w ciągu ostatnich dekad. Z pewnością miał na to wpływ fakt objęcia ich ochroną i zaniechanie polowań. Obecnie mamy w Polsce – według szacunkowych danych, ok. 1600 – 2000 osobników. Na Pomorzu może być ich około stu.
Jednak, jak twierdzą specjaliści, liczenie poszczególnych osobników mija się z celem. Należy raczej posługiwać się pojęciem watahy, czyli grupy rodzinnej. Jej liczebność zmienia się w ciągu roku.
Samica wiosną rodzi młode – w miocie może być na przykład pięć szczeniąt, z czego wiek dorosłości osiągną dwa (przeżywalność młodych wynosi 30-50%). Inna więc będzie liczebność takiej watahy (i całej populacji) w czerwcu, a inna w listopadzie.
Wataha najczęściej składa się z 4-8 osobników (obserwowano w Polsce watahy liczące np. 12 osobników, jednak tak duże grupy należą do rzadkości). Młode wilki, po ok. 20 miesiącach opuszczają grupę rodzinną, odchodzą w poszukiwaniu partnerów i nowych miejsc do zasiedlenia. Zdarza się, że dołączają do innych grup rodzinnych. Bardzo często podczas takich wędrówek giną pod kołami samochodów.
Zakaz wstępu na obce terytorium.
“Wilki rozmnażają się w nieskończoność i będzie ich coraz więcej i więcej”. Często słyszy się takie opinie. Ci, którzy tak twierdzą, nie mają podstawowych informacji o zachowaniu tych zwierząt.
Wataha nie może liczyć więcej niż kilka osobników (zwykle), związane jest to głównie z dostępnością pokarmu, czyli liczby zwierząt kopytnych (głównie) na danym obszarze. Taka grupa zajmuje określone terytorium – średnio w Polsce jest to 250 km2. Dla porównania – powierzchnia całego Gdańska wynosi 262 km2. To tak, jakby na terenie całego Gdańska żyła jedna wataha – kilka wilków.
Wilki nie tolerują intruzów na swoim terytorium. Wędrujący młody osobnik najczęściej jest przeganiany, może także zginąć w walce na “cudzym” terytorium. Szuka więc zarówno partnera, jak i wolnego, dogodnego miejsca do założenia własnej rodziny. Jeśli takiego miejsca nie znajdzie – rodzina nie zostanie założona.
W ciągu ostatniej dekady obserwujemy na Pomorzu sytuację, w której wilki zajmują kolejne duże kompleksy leśne. Najpierw pojawiły się w Słowińskim Parku Narodowym. Kolejne doniesienia wskazywały na Wysoczyznę Elbląską, okolice Kwidzyna, Bory Tucholskie, Wdzydzki Park Krajobrazowy, Puszczę Darżlubską, a ostatnio – okolice Kolbud. We wszystkich tych miejscach żyją już wilcze watahy, wychowują potomstwo i bronią swoich terenów przed innymi osobnikami.
Jasne jest, że w momencie, gdy wszystkie możliwe do zasiedlenia tereny zostaną już zajęte przez grupy rodzinne, liczebność ustabilizuje się na określonym poziomie i nie będzie dalej wzrastać. Tak się dzieje na przykład w Bieszczadach czy w Puszczy Białowieskiej, gdzie wilki żyją od dekad. Wcale nie obserwuje się tam wzrostu ich liczebności. Średnie zagęszczenie wilków w lasach na nizinach wynosi 2-2,6 osobnika na 100 km2. Może być trochę większe lub mniejsze, ale zazwyczaj zawiera się w takich właśnie granicach, nie przekraczając ich znacząco.
“Krwiożercze bestie”
Największe emocje budzi rzekoma krwiożerczość tych zwierząt. Wystarczy spojrzeć na nagłówki w prasie takie jak: “Wilki rozszarpały owce”. Swoją drogą, warto zapytać dziennikarza, który to pisał, czy jak zjada kotleta schabowego, i gryzie mięso, to ma poczucie, że “rozszarpuje świnię”?
Co oczywiste, wilki odżywiają się mięsem, więc polują. Warto zaznaczyć, że w polowaniach uczestniczą tylko dorosłe osobniki, najczęściej w liczbie czterech, więc między bajki można włożyć opowieści o matkach, które uczą zabijania swoje szczenięta. Naukowcy zbadali menu wilka. Króluje w nim sarna (43%, dzik (23%), jeleń (22%), poza tym wilk sięga po mięso zajęcy, bobrów, psów, jenotów, lisów czy borsuków. Generalnie, wilk zjada to, czego ma w lesie pod dostatkiem – dlatego coraz częściej jego pokarm stanowią dziki i bobry.
Wataha zagryza i spożywa np. jedną sarnę na 2-3 dni. Nie więcej – polowanie to dla wilka znaczny wydatek energetyczny, który jest konieczny dla odżywiania się. Wilki – inaczej niż ludzie – nie polują dla przyjemności.
Straty rolników. 50 tysięcy kontra 1,2 miliona.
A co ze zwierzętami gospodarskimi? Rzeczywiście, zdarzają się ataki wilków na owce czy daniele (najczęściej na te właśnie gatunki). Może się wydawać, że wilki czynią to na Pomorzu coraz częściej – ale nie dlatego, że nagle zaczęły gustować w baraninie, tylko dlatego, że zajmują kolejne kompleksy leśne i jest ich – ogólnie rzecz biorąc – więcej niż jeszcze przed kilkoma laty. We wspomnianym wilczym menu udział zwierząt gospodarskich wynosi ok. 2%.
Według danych Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gdańsku (organ ten wypłaca odszkodowania za szkody wyrządzone przez zwierzęta chronione), suma wypłaconych w 2017 roku odszkodowań z tytułu szkód wyrządzonych przez wilki wyniosła 51 518 zł. W ciągu całego roku z terenu województwa pomorskiego wpłynęło trzynaście zgłoszeń.
Dla porównania – Polski Związek Łowiecki, Zarząd Okręgowy w Gdańsku (wypłaca odszkodowania za szkody wyrządzane przez zwierzynę łowną) w ciągu roku wypłacił odszkodowania na łączną kwotę 1 233 784 zł, za szkody wyrządzane przez takie zwierzęta jak sarny, jelenie czy dziki.
Wilk, który był psem.
W jednej ze wsi na Pomorzu, która leży na skraju lasu zamieszkałego przez watahę wilków, mieszkańcy – jak sami mówią, boją się wychodzić do lasu po tym, jak wilki zagryzły jednemu gospodarzowi owce.
Kwestia bezpieczeństwa ludzi przebywających na terenie bytowania wilków jest kluczowa.
Prawda jest taka, że wilk nie stanowi żadnego zagrożenia dla człowieka, jeśli ten zachowa minimum rozsądku, nie będzie na przykład zbliżał się do szczeniąt, nie wybierał ich z wilczej nory.
Znany jest przypadek ataku wilka na człowieka w województwie podkarpackim. Jak się okazało, osobnik który zaatakował, był chory na wściekliznę i przywędrował zza wschodniej granicy. W Polsce wścieklizna wśród zwierząt leśnych została praktycznie wyeliminowana.
Ostatnio zrobiło się głośno o wilku, który przemierzał ulice Sanoka, przeszukując śmietniki w poszukiwaniu jedzenia. Co się okazało? “Wilk” schwytany przez straż miejską okazał się być psem…
Wilk pokąsał łydki.
W czerwcu tego roku wilk pogryzł dwoje dzieci. Pojawił się w okolicy wsi Wetlina w Bieszczadach. Jedno dziecko w chwili zdarzenia znajdowało się na podwórku, drugie na gminnym placu zabaw. Gdy dzieci zaczęły krzyczeć i uciekać, wilk biegł za nimi i kąsał je w łydki.
Zwierzę zostało zastrzelone i poddane badaniom. Stwierdzono, że to wilk (nie pies), i że nie był chory na wściekliznę. Tylko… Czy to rzeczywiście był wilk? Czy wilk – a przez pojęcie to należy rozumieć dzikie zwierzę, ma w zwyczaju biegać za dziećmi i kąsać je w łydki?
Na początek należy zaznaczyć, że gdyby osobnik ten chciał owe dzieci upolować, to nie miały by one praktycznie szans przeżyć takiej konfrontacji. Pozbawiłby je życia w ułamku sekundy, przetrącając im kark. To po pierwsze. Po drugie zaś, zwierzę, które zaatakowało w Wetlinie, nie bało się ludzi. Wilk swobodnie przemieszczał się po wsi. Miał rok, był więc nastolatkiem. Był niedoświadczony i jak można domniemywać, miał trudności ze zdobyciem pokarmu w samym lesie.
Dla każdego, kto zna się na behawiorze wilków, obserwuje je w terenie, a potem obejrzy nagranie z Wetlina, jasne jest, że zwierzę to nie zachowywało się w naturalny sposób. Osobnik ten zachowywał się tak, jakby był przyzwyczajony do obecności człowieka.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: zabieramy z lasu wiewiórkę. Uczymy ją, że ludzi nie trzeba się bać. Gdy jest głodna, zaczyna – domagając się jedzenia, kąsać nas w palec. Czy to oznacza, że wiewiórki będą od teraz groźne dla ludzi?
Ten wilk miał wcześniej kontakt z człowiekiem, być może od szczeniaka był wychowywany wśród ludzi. I to człowiek jest odpowiedzialny za przykrą sytuację, która miała miejsce.
Gdyby było inaczej, gdyby wilki rzeczywiście nie bały się ludzi, to co kilka dni słyszelibyśmy o faktycznie groźnych atakach – najczęściej skutecznych. Co krok odnajdywalibyśmy ludzkie szczątki w lesie. A tak się przecież nie dzieje. Gdyby wilki odżywiały się ludzkim mięsem, to – jak stwierdził ostatnio Adam Wajrak, na antenie Radia Gdańsk, “krew lałaby się strumieniami”.
Nagonka
– Nic nie myślimy, poza tym, że bardzo się cieszymy, że wilki wróciły do naszych lasów i uważamy, że bezwzględnie trzeba je dalej chronić – odpowiedzieli tajemniczemu gościowi pracownicy „Ostoi”, a ten, jak niepyszny szybko się ewakuował. Widać było, że jest bardzo niezadowolony z takiego obrotu spraw.
Pracownicy “Ostoi”, gdzie leczy się dzikie zwierzęta często poszkodowane przez ludzi, mają wyrobione zdanie na temat ludzkiej hipokryzji.
– Żal jest zagryzionej sarenki, która jest pokarmem dla wilka, ale nie jest żal sarenki, która została potrącona przez samochód. Co więcej, jesteśmy wtedy wściekli, bo mamy wgniecioną karoserię. Albo nie jest nam żal sarenki, którą zagryzł nasz pies spuszczony w lesie ze smyczy, bo przecież, wiadomo – piesek musi się wybiegać – ironizuje Aleksandra Mach, kierowniczka “Ostoi”. Dodaje że niestety, głównym źródłem wiedzy o wilkach ciągle jest bajka o Czerwonym Kapturku.
Wtóruje jej Leszek Damps, ekspert ornitologiczny z “Ostoi”:
– Wyobraźmy sobie, że nic nie wiemy z telewizji, radia czy Internetu na temat obecności wilka – kto wiedziałby o tym, ile tych wilków jest, gdzie się pojawiły i co zagryzły? Nie wiedzielibyśmy tego. Media bombardują nas o tym w niewłaściwym kontekście. A prawda jest taka, że on zawsze tu był, chociaż w mniejszych ilościach, więc i mniej się o nim mówiło.
– Teraz mamy do czynienia z nagonką. Ten człowiek, który tu był, który chciał nas jakoś zaangażować w działania przeciw wilkom, jest tego najlepszym dowodem. Są ludzie, którzy za wszelką cenę chcą polować na wilki, i szukają sposobów, jak ten proceder uczynić legalnym – podsumowuje Aleksandra Mach.
Artykuł powstał w ramach projektu „Rok w Przyrodzie”
Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt OSTOJA
dofinansowanego ze środków WFOŚiGW w Gdańsku.
*
Opracowanie merytoryczne: Zespół PORDZ “Ostoja”
Redakcja: Mikołaj Sitkiewicz
Fotografie: Pixabay