Najpierw trzeba przygotować pokarm. Brązowe „robale” leżą na spodku. Potem rozkłada się ręcznik, bierze w dłoń pęsetę. Wyciąga z kartonu jerzyka, pisklak chowa się w dłoni. Kciukiem, bardzo delikatnie, obejmuje się go za szyję, a głowę umieszcza między drugim i trzecim palcem. I teraz najważniejsze: trzeba jakoś sprytnie nakłonić pisklę, żeby rozchyliło dziób. A ono nie chce tego zrobić. Nie wolno się jednak poddawać. W końcu, gdy kapryśny młodzian rozchyli dzioba, szybkim ruchem trzeba mu włożyć „robala”. I od nowa… W sumie kilkanaście razy. Dla wprawionego karmiciela jerzyków, podanie posiłku trwa kilka minut. Dla początkującego – znacznie dłużej, nawet pół godziny. Ale to nie wszystko. Maluch musi popić. Bierze się strzykawkę i imituje deszcz. Od góry na dziób spuszcza się kroplę po kropli.
I tak trzy albo cztery razy dziennie.
W Pomorskim Ośrodku Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w lipcu przebywało kilkanaście jerzyków. Nietrudno policzyć, ile było z nimi „zabawy”. Należałoby raczej napisać: ciężkiej, kilkugodzinnej pracy, każdego dnia.
Rekordziści
Jerzyki to ptaki wyjątkowe i przedziwne zarazem. Można powiedzieć, że jak żadne inne, stworzone są do latania.
Przylatują do nas z Południowej Afryki – z RPA, Madagaskaru.
O jerzykach opowiada ornitolog, Piotr Zięcik:
– Jest to dość tajemniczy gatunek gdyż migruje nocą i jest bardzo trudno obserwowalny. A do tego jeszcze lata na wysokości 2-2,5 tysiąca metrów. Nie do końca wiemy, którędy. Z racji tego, że w elektronice postępuje miniaturyzacja, dopiero zaczęto im przypinać nadajniki, dopiero zaczynamy te ptaki badać. I okazuje się, że jerzyk jest jednym z najszybciej latających ptaków na świecie, mam tu na myśli lot czynny. Co prawda sokół wędrowny potrafi lecieć z prędkością trzystu kilometrów na godzinę, ale mówimy tu o pikowaniu, natomiast jerzyk potrafi lecieć do dwustu kilometrów na godzinę lotem czynnym, czyli machając skrzydłami.
Tych rekordów jest więcej. Nie tylko ich szybkość nadaje się do ptasiej Księgi Rekordów Guinnessa, nie tylko pokonywane odległości, ale też czas spędzany w locie.
– Przez pierwsze dwa, trzy lata życia w ogóle nie siadają. Wszystko co muszą robić, każdą czynność wykonują w locie – opowiada Piotr Zięcik. – Rozmnażają się w locie i śpią w locie. Jak to robią? Szczerze mówiąc – do końca tego nie wiadomo.
Turyści za chlebem (owadami)
To nie koniec zaskakujących historii o tym ptaku.
– Jerzyki, które widzimy na Pomorzu mogą mieć gniazda na przykład koło Warszawy. Zazwyczaj w świecie ptaków jest tak, że żerują one w bezpośredniej bliskości gniazda. Natomiast w przypadku jerzyka, gdy na przykład w obszarze gdzie gniazdują, przyjdzie załamanie pogody, jakiś front niżowy, te ptaki potrafią polecieć 200, 300 i więcej kilometrów dalej – bo tam są lepsze żerowiska. Czyli, jeśli mamy w na Pomorzu obniżoną temperaturę i deszcz, opady gradu, to niewykluczone, że „nasze” jerzyki poleciały żerować do Skandynawii. Wrócą do nas, jak się pogoda poprawi.
Mogłoby się wydawać, że takie „wycieczki” narażają młode na głód – wszak rodziców może nie być przy gnieździe dłuższy czas. Nic bardziej mylnego. Młode ptaki potrafią przeżyć w okresie nieobecności rodziców. Zapadają w stan przypominający otępienie. Wtedy przez tydzień, do półtora tygodnia nie pobierają pokarmu i czekają.
Za pan brat z człowiekiem
Nieustanny pisk jerzyków jest nieodłącznym elementem dźwiękowego krajobrazu współczesnych miast. Szczególnie pod wieczór. Kojarzy się z latem, nadaje specyficzny klimat ciepłym wieczorom pośród bloków. Wspomina się ten dźwięk w długie zimowe wieczory.
Ale, niestety, wspomnienie to może być już coraz rzadsze.
– Elewacje wysokich budynków mają bezpośredni związek z bytowaniem jerzyków – tłumaczy Piotr Zięcik. – Te ptaki wcześniej były związane z półkami skalnymi. Natomiast w ciągu ostatnich dwustu lat większość z nich przeniosła się do miast. Najpierw gniazdowały na przykład w murach starych kościołów, między cegłami, kamieniami, później były to przestrzenie pod dachówkami albo stropodachy w budynkach z wielkiej płyty. Często jest tak, że ptaki te są bardzo liczne, ale też bardzo łatwo możemy je stracić z budynku. Najczęściej dzieje się tak na skutek termomodernizacji.
Jak je zatrzymać przy sobie, dokonując – tak przecież potrzebnego, remontu elewacji? Ocieplając budynek trzeba pozostawiać otwory wentylacyjne otwarte, nie montować na nich siatek. Niestety, bardzo często dzieje się tak, że wszystkie otwory wentylacyjne są po remoncie szczelnie zamknięte siatkami, żeby ptaki nie miały tam wstępu. W ten sposób jerzyki utraciły bardzo wiele siedlisk. Wynika to z obaw ludzi – nie chcą mieć ptaków za oknem żeby nie mieć zabrudzonych okien, parapetów, balkonów. Wiadomo, jaki kłopot mogą nastręczać lęgnące się na balkonie gołębie. To jednak, zdaniem Piotra Zięcika, nieuzasadnione obawy.
– Jerzyki są bardzo czyste, nie stwarzają takich problemów. Latają tak szybko i przysiadają rzadko, że trudno je zauważyć, w praktyce widać je przy budynku tylko od czasu do czasu kiedy jak strzała wlatują do otworu. Przy czym nie zachowują się jak jaskółki, które kilka razy w ciągu minuty wlatują i wylatują z gniazda. Jedyną rzucającą się w oczy oznaką że są, jest dość głośny pisk, jaki z siebie wydają, szczególnie wieczorem, kiedy latają wokół budynków.
Jest jeszcze jeden argument przemawiający za tym, by zrobić wszystko, co tylko można, żeby mieć w sąsiedztwie te wyjątkowe ptaki. Jeden jerzyk zjada w ciągu sezonu lęgowego… 80 kg owadów. To są miliony much i komarów.
Rzucić się w przepaść
Wróćmy do „Ostoi”, do zapracowanych pracowników i wolontariuszy, którzy siedzą godzinami i wpychają do dziobów pisklakom białe „robale” (w rzeczywistości zwykle to są larwy mącznika lub świerszcza bananowego). Skąd tu tyle jerzyków?
Odpowiedź jest prosta: ludzie znajdują pisklaki na ziemi. Maluchy nie potrafią wzbić się w powietrze. Wówczas troskliwi mieszkańcy miast kontaktują się z ośrodkiem albo strażą miejską, lub zawożą je do klinik weterynaryjnych. I postępują właściwie.
– Jeżeli znajdziemy jerzyka, nie jesteśmy w stanie odnieść go do gniazda, bo jego gniazdo jet gdzieś bardzo wysoko, w ścianie bloku, pod dachem. Możemy go podnieść i spróbować pomóc mu wzbić się w powietrze, jednak naszym zdaniem, jeśli jerzyk leży na ziemi to coś jest z nim nie tak, więc lepiej go oddać specjalistom – tłumaczy Aleksandra Mach z „Ostoi”.
Co robi jerzyk na ziemi – ptak stworzony do latania?
– Miejsca lęgowe, najczęściej dziury w stropodachach, muszą być zakładane odpowiednio wysoko. Jerzyk musi mieć odpowiedni pułap, mówiąc inaczej – ma sekundę na przykład, żeby rozpocząć aktywny lot, skacze „w przepaść” i spada, i jeśli nie zdąży wzbić się w powietrze, ląduje na ziemi… I wtedy jest problem. Więc im wyżej będzie miał punkt startu, a przestrzeń pod sobą pozbawioną przeszkód, na przykład gałęzi, tym większe szanse, że zdąży wzbić się w powietrze. Mała pomyłka – i młody jerzyk jest najczęściej martwy albo unieruchomiony na dobre – tłumaczy ornitolog Leszek Damps z „Ostoi”.
Są jeszcze inne powody, by uznać, że siedzący na ziemi jerzyk jest w sporym kłopocie. Ze względu na długość skrzydła ptaki te nie mają szansy, żeby wystartować z ziemi. Poza tym mają tak specyficznie zbudowane nogi, że ich wszystkie palce są skierowane do przodu, nie mają przeciwstawnego palca (u ludzi na przykład – kciuka), nie mogą więc obejmować gałązki. Siadają głównie na elewacji, na skałach, być może na korze drzew. Nigdy na ziemi.
Dwie minuty do namysłu
Zdarza się, że pisklę nie wzbije się w powietrze i przeżyje lądowanie. Wówczas, jeśli ma szczęście – trafia do „Ostoi”. Tu jest dokarmiane, codziennie ważone i mierzone. W końcu, gdy jego lotki mierzą już siedemnaście centymetrów, jest gotowe do wyruszenia w świat.
Aleksandra Mach:
– Wówczas idziemy na pole, kładziemy młodego jerzyka na dłoni, wyciągamy ją przed siebie do góry i czekamy. Ptaki są dobrze wykarmione, silne. Zwykle trwa to około dwóch minut. Nasz wychowanek się namyśla, i nagle – podrywa się i odlatuje. To jest niesamowite – siedzi bez ruchu i nagle fruuu – i już go nie ma.
Od tego momentu, przez najbliższe dwa lata ptak będzie cały czas w locie. Ani na chwilę nie przysiądzie…
Bo odchowany w „Ostoi” jerzyk jest już dorosły. To wyjątek w świecie ptaków – jerzyki w zasadzie nie uczą się latać. Nie muszą. Tę umiejętność daje im sama natura.
Jerzyki są często mylone z jaskółkami. Jak je od siebie odróżnić?
Jaskółki są mniejsze od jerzyków, mają białe podbrzusza, białe elementy na upierzeniu, a u czarnego jerzyka mamy tylko jaśniejszą plamę na podgardlu, która w locie najczęściej jest niewidoczna. Nie ma wyraźnych białych plam, jak w przypadku jaskółek. Jeśli zobaczymy czarną, dużą „jaskółkę”, śmigającą gdzieś wysoko na niebie, zwykle w mieście, i charakterystycznie piszczącą, to jest to właśnie jerzyk.
Z jaskółkami, które wypadły z gniazda, postępujemy inaczej niż z jerzykami.
Tłumaczy Aleksandra Mach:
– Najpospolitsze jaskółki to oknówki i dymówki. W mieście spotykamy oknówki. Jeśli znajdujemy jaskółkę w mieście – oknówkę, która wypadła z gniazda i jesteśmy w stanie określić, które to jest gniazdo, możemy spróbować wsadzić ją z powrotem do tego gniazda, jeżeli jest to w zasięgu naszych możliwości.
Jeśli zaś chodzi o jaskółkę dymówkę, lęgnie się ona w oborach, stajniach, pod sufitami, tam zakłada swoje gniazda. Jest związana z środowiskiem rolniczym. Ma charakterystyczne rude czoło i podgardle. Bez problemu można próbować ją włożyć z powrotem do gniazda, co też na wsiach bardzo często rolnicy robią.
Znalazłeś dzikie zwierzę i nie masz pewności, co powinieneś zrobić? Zadzwoń do Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Ostoja” – nr tel. 606 907 740.
***
Artykuł powstał w ramach projektu „Rok w Przyrodzie” Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt OSTOJA dofinansowanego z środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Gdańsku.