Z plażowiczami jest tak, że gdy już znajdą się w miejscu, do którego podążali niejednokrotnie stojąc w wielogodzinnych korkach, przemierzając całą Polskę, to wydaje im się, że kawałek piasku, ogrodzony parawanem, jest ich własnością. Przynajmniej na tych kilka godzin, podczas których będą się smażyć w słońcu. Tymczasem plaża jest domem nie ludzi, a zwierząt. Na przykład kormoranów.
Leży i się nie rusza
Nie należy do rzadkości sytuacja, gdy w Pomorskim Ośrodku Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Ostoja” zadzwoni telefon, a ktoś po drugiej stronie linii telefonicznej informuje, że właśnie znalazł na plaży dużego czarnego ptaka ze złamanym skrzydłem.
– A czy jest ranny? Czy widzi pani krew, czy skrzydła są jakoś nienaturalnie wykręcone? – pytają wówczas dyżurujący przy telefonie pracownicy „Ostoi”.
– No nie.
– To dlaczego pani wnioskuje, że ma złamane skrzydło?
– Bo leży i się nie rusza.
Co mi tu będzie jakaś wrona łaziła…
Jak mówi Aleksandra Mach z „Ostoi”, w dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto, ptak jest zdrowy, tylko… zmęczony.
– Polska populacja kormoranów to w większości ptaki niemigrujące. Spędzają na plaży cały rok. Mogą tu spokojnie odpoczywać po polowaniu, nabierać sił, w charakterystyczny sposób suszyć skrzydła rozpościerając je na boki. Problem pojawia się, gdy na plażę wkraczają plażowicze. Rozstawiają swoje parawany, koce i ręczniki, i nagle widzą dużego czarnego ptaka, który wychodzi na brzeg i się do nich zbliża. Żeby mieć spokój, zaganiają go z powrotem do wody. On wychodzi znowu, ludzie go przepędzają, i tak w kółko. W pewnym monecie kormoran jest już tak zmęczony walką o kawałek plaży dla siebie, że ledwo wyczołguje się z wody, nie rusza się, nie ma już sił. Wtedy ludzie chwytają za telefony i dzwonią do nas lub pod numer 112. Słyszymy wówczas: „proszę pani, na plaży leży czarny ptak, on ma chyba złamane skrzydło…” – relacjonuje Aleksandra Mach.
Pożyczysz parawan?
Jak należy wówczas postępować?
Przede wszystkim nie należy takiego ptaka przeganiać. Trzeba zrobić wszystko, by mógł spokojnie odpocząć.
Aleksandra Mach:
– Gdy rozmawiam przez telefon, ludzie najczęściej angażują się w pomoc. Nawet udostępniają swoje parawany żeby stworzyć bezpieczne strefy… Ptak siedzi z nimi przez parę godzin, po czym, jak już odpocznie, wraca „do swoich spraw”. Jeśli więc widzimy kormorana na plaży, którego męczą jacyś ludzie, a nie leci krew, to zazwyczaj jest to po prostu sytuacja, w której zwierzę to musi odpocząć po polowaniu. Inaczej jest, jeśli zauważymy kormorana pokładającego się – gdy kładzie głowę na ziemi, muchy nad nim latają, dotykamy go na przykład kijkiem, a on nie rusza się – wtedy należy mu pomóc dzwoniąc do nas, do „Ostoi”.
Aleksandra Mach podsumowuje:
– Plaża to jest ich dom i musimy to uszanować. My jesteśmy tam przez chwilę, a one przez cały rok. Mają prawo do tego miejsca i spokojnego odpoczynku.
Panie, to chyba jakaś epidemia!
Z kormoranami związana jest jeszcze jedna anegdota, którą chętnie opowiadają pracownicy „Ostoi”. Jak to zwykle bywa w ośrodku rehabilitacji zwierząt, zadzwonił telefon. Opowiada ornitolog Leszek Damps:
– Jeden pan był wyraźnie poruszony, zaczął opowiadać, że właśnie stoi w lesie i widzi dziesiątki albo i setki kormoranów, które dziwnie się zachowują. Zamiast płoszyć się przed nim i wzlatywać w powietrze, chodzą – na nogach, wokół jego nóg. I jest ich pełno! Człowiek ten był przekonany, że trafił na siedlisko jakiejś epidemii, że wszystkie te ptaki są chore.
Nie wiedział, że właśnie obserwuje jak najbardziej naturalne zachowanie młodych kormoranów, nielotów, które czeka tragiczny koniec. Nie przeżyją kilku następnych dni, najprawdopodobniej rozstaną się z życiem w ciągu najbliższej nocy.
Leszek Damps:
– Człowiek ten znalazł się w miejscu, w którym nie powinno go być, wszedł na teren kolonii kormoranów w Kątach Rybackich, gdzie jest wiele tysięcy osobników, a sam teren – w charakterystyczny sposób „oznaczony” przez ptaki, jest tak duży, że widoczny na zdjęciach satelitarnych.
Spadłeś? Idziesz na straty
Skąd jednak wzięło się tam tyle ptasich „piechurów”? Odpowiedź jest prosta – tam są tysiące gniazd. Z każdego z nich wypadają młode osobniki, albo na skutek poruszania gniazda przez wiatr, albo na przykład silniejsze osobniki podczas karmienia, wypychają z gniazda te słabsze. Młode ptaki, nie potrafiące jeszcze latać czasem tracą życie podczas zderzenia z ziemią, czasem łamią sobie kości, a innym razem lądują tylko potłuczone. A to, co jest na ziemi, w przypadku kormoranów, już nie jest dokarmiane, jest przez rodziców „spisywane na straty”.
– Kiedyś, razem z pracownikami Uniwersytetu Gdańskiego prowadziliśmy badania w kolonii kormoranów – opowiada ornitolog. – W pobliżu czekały lisy, aż opuścimy teren, na którym znajdowały się setki młodych kormoranów, które wypadły z gniazd. Do takiego miejsca przychodzą nie tylko lisy, ale i inne drapieżniki, przylatują bieliki, dobijają młode ptaki albo czekają aż te padną. I żywią się nimi. Mają prawdziwą wyżerkę… Spadłeś – idziesz na straty, i tak powinno być w kolonii kormoranów, i tak jest dobrze. To jest rodzaj selekcji naturalnej. Z jakiś przyczyn nie utrzymały się w gnieździe, być może są to słabsze osobniki, wypadły, i koniec. Tak jest od tysięcy lat. Nie ma najmniejszego powodu, żeby te ptaki „ratować”. Wieczorem jest pełno chodzących po ziemi młodych osobników, a rano… Odór zwłok i pełno kości.
Równie bezwzględne czaple. „Zniszczony” las
Być może z naszego, ludzkiego punktu widzenia to dość drastyczne, ale – tak urządzona jest w tym przypadku natura. Przetrwać mogą tylko najsilniejsze osobniki. To zresztą nie dotyczy tylko kormoranów, ale również i czapli siwej, która buduje gniazda po sąsiedzku z kormoranami. Dorosłe osobniki tego gatunku również „spisują na straty” młode, które wypadły z gniazda.
Co warto podkreślić – nie jest więc tak, że kormorany rozpleniają się bez ograniczeń, jak czasem przedstawiają to zwolennicy ograniczania populacji tych ptaków. Bo kormorany są konkurentami dla np. hodowców ryb. Kolonia tych ptaków rzeczywiście może być kłopotliwa dla gospodarstwa rybackiego.
Często poruszanym argumentem przeciwko tym ptakom jest również fakt, że „niszczą” las. Kolonia kormoranów, zasiedlając dany obszar, rzeczywiście wydaje na niego wyrok. Wkrótce, na skutek ogromnej ilości odchodów, zmieniają się właściwości chemiczne gleby, i drzewa – również pokryte odchodami, usychają. Wówczas ptaki przenoszą się w inne miejsce pozostawiają po sobie krajobraz, który zwykliśmy nazywać „księżycowym”.
Ludzkie kategorie i prawa natury
Las uschnięty zwykliśmy uznawać za „zniszczony”. Tymczasem…
– To jest naturalny stan, tak to zostało urządzone, i tak powinno być – przekonuje Leszek Damps. – Podobnie moglibyśmy powiedzieć, że kormorany i czaple siwe to „źli rodzice”. Ale to tylko nasze, ludzkie kategorie. Natura rządzi się swoimi prawami.