Czy w „Ostoi” rozpoczęto hodowlę mew srebrzystych? Dwie woliery wypełnione tymi ptakami, w każdej po kilkanaście osobników. To miał być oczywiście żart, ale pracownikom ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt wcale nie jest do śmiechu. Przechowywanie tylu mew w tym przypadku jest bardzo kosztowne i bezsensowne.

 

Z dziczy do miasta. Zawrotna kariera

Mewa srebrzysta zrobiła w Polsce – głównie na wybrzeżu, ale nie tylko, zawrotną karierę. Zawdzięcza ją swojej inteligencji i niezwykłej umiejętności dostosowywania się do warunków otoczenia.

– Zawsze powtarzam, że jak przyjdzie kataklizm, to przetrwają szczury, karaluchy i mewa srebrzysta – śmieje się Aleksandra Mach z Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Ostoja”.

Jej pierwszy lęg odnotowano w 1968 roku na terenie Słowińskiego Parku Narodowego. Fakt ten podawano do publicznej wiadomości jako swoistą sensację. Wiele się zmieniło od czasu, gdy ptak ten, wówczas płochliwy i stroniący od ludzi, zadomowił się w nadmorskich miastach. Dziś populację mewy srebrzystej szacuje się w Polsce na ok. 2000 par lęgowych. Dotychczas mówiło się o wzroście populacji, choć ostatnio pojawiają się głosy, że liczba osobników w Polsce się ustabilizowała.

– Mewy srebrzyste kolonizują nadmorskie miejscowości, są już widywane w głębi lądu, wzdłuż Wisły, również na Kaszubach. Mają tu pod dostatkiem pożywienia. Skąd je biorą? Po pierwsze – zjadają odpadki. A tych, jak wiadomo, w miastach nie brakuje. Czasem wystarczy na chwilę oddalić się od kawiarnianego ogródka, żeby stracić ciastko pozostawione na stole, na talerzu. Po drugie zaś – mewy te polują, na przykład na gołębie.

Skandal. Dzieci muszą na to patrzeć

Jednego razu do redakcji Dziennika Bałtyckiego przyszła starsza pani z kilkuletnim, zapłakanym chłopcem. Niezwykle była wzburzona i chciała aby dziennikarze opisali skandal, którego była świadkiem. Otóż, pani ta wyszła na spacer ze swoim wnuczkiem, jak zwykle zabrała ze sobą okruchy chleba (nie karmimy ptaków chlebem!), żeby pokarmić gołębie. Wnuczek miał sporo frajdy gdy ptaki podchodziły blisko, siadały na dłoni… Wtem, jakby pocisk, sfrunęła ogrooomna mewa, chwyciła jednego z gołębi i – o zgrozo, kilka metrów dalej, na oczach przerażonego dziecka, rozszarpała zdobycz i skonsumowała, brutalnie i bez litości.

– Coś z tymi ptakami trzeba zrobić, przecież one mordują gołąbki, i to na oczach dzieci! – krzyczała wzburzona mieszkanka Gdańska próbując nakłonić dyżurnego dziennikarza do napisania artykułu interwencyjnego wymierzonego w mewy.

Misie wcale nie kochają dzieci

Rzeczywiście, jakiś czas temu podnoszono, że mewy srebrzyste są gatunkiem inwazyjnym, niepotrzebnym i uciążliwym w polskich miastach (polują na gołębie, zanieczyszczają chodniki, rozgrzebują śmieci, hałasują wcześnie rano swoim donośnym piskiem).

Prawda jest taka, że owszem, są gatunkiem inwazyjnym, można powiedzieć: obcym. Z tym, że owa „inwazja” nie nastąpiła na skutek działalności człowieka. W przyrodzie zachodzą pewne procesy. Jednym z nich są zmiany zasięgu występowania gatunków, na przykład mewy srebrzystej. To naturalne zjawisko, i każdy kto szanuje przyrodę, powinien się z tym pogodzić.

A jeśli chodzi o gołębie – jeśli już mówić o niekontrolowanym wzroście populacji, powstałym na skutek działalności człowieka, to właśnie one są tego najlepszym przykładem. Przez wieki je hodowaliśmy, stworzyliśmy im warunki bytowania w miastach, i dzisiaj stanowią one problem, więc tylko się cieszyć, że znalazł się dla nich naturalny wróg. Być może dzięki obecność mewy srebrzystej uda się ograniczyć populację gołębi. Jak to w naturze – żeby zachować stan równowagi.

Wracając zaś do starszej pani z wnuczkiem – została odprawiona z kwitkiem:

– Niech chłopiec dobrze zapamięta lekcję, jakiej dzisiaj doświadczył. Przyroda to nie sielankowe obrazki. Misie nie są puchatymi stworzeniami kochającymi wszystkie dzieci i żywiącymi się miodkiem. Gołębie w istocie nie mają nic wspólnego z pokojem na świecie, a ich gruchanie nie wyraża miłości, w ludzkim rozumieniu tego słowa. Przyroda to walka o przetrwanie, bezpardonowa i brutalna. O przetrwanie walczy zarówno gołąb, jak i mewa srebrzysta, a chłopiec miał okazję zaobserwować to dzisiaj na własne oczy.

To nie podskoki, to nauka latania

W Ostoi zaś, w dwóch wolierach, mamy coś na kształt kolonii mew. Skąd się tu biorą w takiej ilości?

Odpowiada na to pytanie Aleksandra Mach, z Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Ostoja”:

– Mewy srebrzyste mają specyficzny sposób wyprowadzania lęgów. Upodobały sobie trójmiejskie dachy, tam zakładają gniazda, i tam wyprowadzają lęgi. Gdy młode są już w fazie podlota, zwykle zaczynają ćwiczyć skrzydła i zlatują na dół, na ziemię, i wtedy pojawia się problem. Ludzie je zauważają, myślą, że trzeba im pomóc, i zabierają je ze sobą.

– W warunkach naturalnych, poza miastem, podloty opuszczają gniazdo, a potem starają się do niego powrócić wspinając się na przykład po skałach. W warunkach miejskich, gdy gniazdo jest na dachu budynku, nie mają na to szans, pozostają więc na ziemi do czasu, gdy nie nauczą się latać – dodaje pracujący w „Ostoi” ornitolog Leszek Damps.

Zasadniczo nie należy zabierać młodych mew z trawników, ogrodów i podwórek – o ile są zdrowe. Wydaje nam się, że bezradnie podskakują, tymczasem one ćwiczą skrzydła. Muszą poczekać, żeby lotki dorosły im do odpowiedniej długości, żeby mogły wzbić się w powietrze. Nie należy się martwić, że zostaną zaatakowane przez kota czy psa.

Albatros” przegoni kota

Dorosła mewa srebrzysta waży ok. 1,5 kilograma, długość jej ciała wynosi 70 cm, a rozpiętość jej skrzydeł sięga 1,5 metra. Zresztą – jak relacjonuje Aleksandra Mach, ludzie często mówią na nie „albatrosy”, bo nie mogą uwierzyć, że mewa może osiągać takie rozmiary. Tak duży ptak bez problemu poradzi sobie z agresorem, jakim jest kot czy pies.

– Jednak dorosłe mewy nie podlecą gdy stoimy obok pisklęcia, ponieważ człowieka się boją. Jesteśmy dla nich bardzo dużymi stworzeniami, musimy to mieć na uwadze. Dlatego może nam się wydawać, że podlot jest „porzucony”. Tymczasem nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Jego matka jest w pobliżu.

Może się zdarzyć, że podlot mewy wyląduje w naszym ogródku, po którym biega pies. Co wówczas zrobić? Najlepiej przez dwa, trzy dni nie spuszczać tam luzem pupila. Tak będzie bezpieczniej – dla młodej mewy, i dla samego psa… Nie ma obawy, podlota po trzech dniach już u nas nie będzie.

Trzydzieści kilo ryby. Bezsensowny wydatek

Obecnie w „Ostoi” przebywa 30 osobników mewy srebrzystej. Każdy z nich musi zjeść około kilograma ryb dziennie. To dla ośrodka naprawdę poważny wydatek. I niepotrzebny. Bo wszystkie te mewy, które teraz siedzą w wolierach, mogłyby przebywać na wolności, pod okiem rodziców uczyć się latać, poznawać sposoby przetrwania w mieście.

– Tak, ich pobyt u nas jest niepotrzebny i bezsensowny. Gdy ludzie nam przywiozą młodą mewę srebrzystą, co mamy robić, przyjmujemy ją… Ale mamy świadomość, że jej miejsce jest z rodzicami.

Zupełnie inna sytuacja jest, gdy mamy do czynienia z ranną mewą. Zresztą dotyczy to każdego zwierzęcia – wówczas rzeczywiście potrzebna jest nasza interwencja, i trzeba kontaktować się z „Ostoją”.

Znalazłeś dzikie zwierzę i nie masz pewności, co powinieneś zrobić? Zadzwoń do Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Ostoja” – nr tel. 606 907 740.

***

Artykuł powstał w ramach projektu „Rok w Przyrodzie” Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt OSTOJA dofinansowanego z środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Gdańsku.

 

Walka o przetrwanie na miejskim chodniku. Mewy srebrzyste w „Ostoi”