Przed dwoma miesiącami, w jednej ze wsi w okolicach Bydgoszczy, znaleziono dwie młode sowy – płomykówki, które wypadły z gniazda. Gniazdo znajdowało się w otworze wentylacyjnym w elewacji wiejskiego bloku.

Mnóstwo kotów i balkon dla sów

O fakcie tym zostali poinformowani ornitolodzy ze Stowarzyszenia Ochrony Sów – Sławomir Rubacha i Ewelina Kurach.

– Przyjechaliśmy na miejsce – relacjonuje Sławek Rubacha. – Ptaki trafiły pod opiekę pani Magdy, mieszkanki pobliskiej wsi. Osoba ta doskonale się nimi zajęła, sowy były dobrze odżywione, w świetnej kondycji.

– Co ważne – dodaje Ewelina Kurach – pani Magda skrupulatnie notowała ile i jaki pokarm podawała młodym płomykówkom oraz ważyła je. W sposób profesjonalny sporządzała notatki. To bardzo pomogło osobom, które potem się ptakami zajęły.

Niestety, nie było możliwości oddania piskląt rodzicom. Nie było pewności, czy w otworze wentylacyjnym są jeszcze dorosłe ptaki (po utracie lęgu mogły wynieść się z tego miejsca). Poza tym istniało duże ryzyko, że młode znowu wypadną, na przykład przepychając się w momencie, gdy ich rodzic nadleci z pokarmem.

– Wokół zauważyliśmy mnóstwo kotów. Pisklęta, po kolejnym wypadnięciu z gniazda, z pewnością padłyby ich ofiarą – stwierdza Sławek Rubacha.

Ornitolodzy ze Stowarzyszenia Ochrony Sów ustalili, że stanowisko płomykówek znajduje się w tym miejscu od około trzydziestu lat. Postanowili więc że zrobią wszystko, by zwiększyć szanse na przeżycie dla młodych osobników w tym miejscu. W najbliższym czasie wrócą do wsi pod Bydgoszczą i zamontują – tuż pod otworami, z których korzystają płomykówki, specjalny niewielki podest, który umożliwi – po wypchnięciu lub wyjściu młodej sowy, jej powrót do gniazda.

Rykoszetem w sowę

Tymczasem trzeba było zająć się dwoma młodymi płomykówkami. Choć dobrze im się wiodło w piwnicy u pani Magdy, to jednak nie było to dla nich odpowiednie miejsce.

Sowy zostały przetransportowane do Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Ostoja” w Pomieczynie. Tutaj czekały na nie dwie budki znajdujące się w największej wolierze. To w zasadzie nie jest budynek, tylko ogrodzony teren, przykryty siatką. Sowy mogły uczyć się tu latać, obserwować teren wokół i nasłuchiwać (co w przypadku sów szczególnie istotne).

W „Ostoi” sowy spędziły dwa miesiące. W końcu nadszedł dzień 4 października. Dziś mają zostać wypuszczone na wolność. To jednak nie było takie proste – wymagało przygotowań.

Mówi Sławek Rubacha:

– Płomykówka to jeden z niewielu gatunków sów, który jest związany z człowiekiem, i to bardzo mocno. Gnieździ się głównie w budynkach, najczęściej w wieżach kościelnych, ale także w otworach wentylacyjnych, na przykład bloków mieszkalnych. Płomykówka to sowa, która występuje w krajobrazie rolniczym, poluje na łąkach, pastwiskach. Niestety, ze względu na to, że jest mocno związana z człowiekiem, jest to jeden z najbardziej zagrożonych gatunków sów w Polsce. Żeby mogła złożyć jaja, musi mieć dostęp do wnętrza budynku. W ostatnich latach coraz częściej budynki są remontowane, ocieplane, zatyka się otwory wentylacyjne, na wieżach kościelnych zakładane są żaluzje, siatki, żeby ptaki nie dostawały się do wnętrz. Chodzi głównie o gołębie, które – jak wiadomo, strasznie brudzą, ale w tej sytuacji płomykówki obrywają „rykoszetem”.

Ksiądz i sowa

Mówiąc wprost – największym problemem dla płomykówek, jest brak siedlisk, a więc i możliwości rozmnażania się. Ten sam problem mieli nowi opiekunowie dwóch – coraz większych już, płomykówek. Nie można przecież ich wypuścić byle gdzie. Trzeba im stworzyć dom na wolności. Zadania tego podjęli się pracownicy „Ostoi” oraz członkowie SOS – Michał Malawski i Ewelina Kurach:

– Szukaliśmy optymalnego miejsca, takiego, które byłoby zasobne w pokarm i bezpieczne. Ponadto – jako że mamy do czynienia z dwoma samicami, trzeba było rozejrzeć się po okolicy. Dwie samice przecież nie będą zajmowały tego samego stanowiska. Jedna z sów na pewno opuści budkę i będzie chciała gdzieś w pobliżu znaleźć miejsce dla siebie. Okazało się że okolica jak najbardziej nadaje się do zasiedlenia przez płomykówki. Wytypowaliśmy więc jeden z kościołów. Kolejne nasze bardzo miłe zaskoczenie – okazało się, że miejscowy ksiądz jest nam bardzo przychylny, tym bardziej, że sam jest miłośnikiem ptaków. W ten sposób został znaleziony dom dla naszych podopiecznych.

– Moi nowi parafianie – śmieje się ksiądz. I dodaje: – Może pójdę do nich z kolędą? Nie miałbym nic przeciwko, gdyby w wigilię Bożego Narodzenia przemówiły do mnie ludzkim głosem…

Radość i niepokój

W środę, 4 października 2018 roku w jednej ze wsi na Kaszubach zebrało się kilka osób. Byli członkowie Stowarzyszenia Ochrony Sów, byli pracownicy „Ostoi”, jak również gospodarz tego miejsca – ksiądz proboszcz. Tydzień wcześniej w wieży zamontowana została budka. Nie widać jej z zewnątrz. Bystre oko dostrzeże jedynie niewielki otwór – wycięty fragment żaluzji. Tędy będą wlatywać i wylatywać skrzydlaci mieszkańcy.

Tymczasem trzeba wejść na górę po schodach, wdrapać się na drabinę, ostrożnie, z ptakami, które cały czas znajdują się w bawełnianych workach. Iw końcu nadchodzi ten moment…

– Wielu ludziom wydaje się, że moment wypuszczania naszych podopiecznych na wolność jest najprzyjemniejszy. I w sumie tak jest, to bardzo przyjemne uczucie, ale z drugiej strony… zawsze jest niepokój, czy zwierzęta, które leczyliśmy, dokarmialiśmy, i staraliśmy się przyuczać do życia w naturze, czy one sobie poradzą, już bez naszej pomocy – przyznaje Aleksandra Mach, kierowniczka „Ostoi”.

Ornitolodzy delikatnie wyjmują ptaki z worków, i zostawiają je w budce. Czym prędzej wszyscy schodzą na dół po drabinie, po schodach.

Przed kościołem podnosimy głowy, widoczny jest tylko niewielki otwór w drewnianej elewacji kościoła. Gdzieś tam, we wnętrzu, dwie płomykówki właśnie zaczynają swoje dorosłe życie. Czy im się uda?

– Rola człowieka już się w tym przypadku kończy – podsumowuje Sławek Rubacha.

– Teraz pozostaje nam tylko trzymać za nie kciuki – dodaje Ewelina Kurach spoglądając na kościelną wieżę.

 

***

Znalazłeś dzikie zwierzę, wydaje ci się, że potrzebuje pomocy – i nie wiesz, co zrobić? Zadzwoń – 606 907 740.

***

Artykuł powstał w ramach projektu „Rok w Przyrodzie” Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt OSTOJA dofinansowanego z środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Gdańsku.

Nowy dom dla płomykówek w wiejskim kościele